Amator Kiełpino - GTS Zielke Goszyn 1:1 (1:1)
Bramka: Jelionek 39'
Pojechaliśmy do Kiełpina z jednym celem: sprawić niespodziankę, a tym samym wydostać się z dołka, w który niedawno wpadliśmy. Sztuka nie była prosta, bo podejmowaliśmy zespół wicelidera, który do tej pory, w 18 meczach zgromadził aż 44 punkty. Amator to drużyna, która - obok Potoku Pszczółek - jest głównym kandydatem do awansu do V ligi. To zespół, który nie przywykł do rozdawania punktów na własnym stadionie. Ba! Oni w ogóle nie przywykli do rozdawania punktów. To piłkarze, którzy ostatni raz przegrali 7 października (ze wspomnianym Potokiem, właśnie). Jak sami widzicie, na papierze spisywani byliśmy na pożarcie, a mimo to, dopięliśmy swego i urwaliśmy Amatorowi punkt. Nie ma się co oszukiwać, to remis, który smakuje jak zwycięstwo GTS-u Zielke, a porażka Amatora.
Dwa słowa o samym meczu. Już przed spotkaniem trener Rusinek powtarzał: coś wisi w powietrzu, mam czutkę, że będziemy mieć bardzo udaną majówkę. Nie mylił się, choć przy większym szczęściu mogliśmy wyjechać z Kaszub nawet z kompletem 3 punktów. Spotkanie było bardzo wyrównane, od pierwszej do ostatniej minuty. My bardzo efektywnie realizowaliśmy zadania, które trener nam rozpisał kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem. Z kolei gospodarze trochę bez pomysłu walili głowami w bardzo twardy i szczelny mur defensywy Goszyna.
Na nieszczęście miejscowych, w 39. minucie wyszliśmy na prowadzenie. Po strzale z ostrego kąta bramkarz odbił futbolówkę przed siebie. Dopadł do niej snajper gości Michał Jelionek i wpakował piłkę do siatki. Niestety, jeszcze przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę Amator doprowadził do wyrównania. W kolejnej akcji po strzeleniu gola, mogli nawet objąć prowadzenie, ale ich zawodnik trafił w poprzeczkę.
W drugiej połowie częściej przy piłce - podobnie jak w pierwszych 45 minutach - był Amator. Bardzo dobra dyspozycja Grzesia Ciecholowskiego, skuteczne rozbijanie niezbyt przemyślanych ataków gospodarzy i groźne kontry gości - tak w skrócie wyglądała druga połowa. W 89. minucie to my mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Zabrakło dosłownie kilkudziesięciu centymetrów do pełni szczęścia, bo lecącą do pustej bramki piłkę w ostatniej chwili wybił jeden z defensorów Amatora.
To nie był jednak koniec emocji, bo do kuriozalnej sytuacji doszło w ostatnich sekundach meczu. Akcja toczyła się przy polu karnym Amatora. Graliśmy na czas. Robiło się gorąco. W tym momencie arbiter przerwał grę, przebiegł przez całe boisko, aż w nasze pole karne. Ukarał naszego goalkeepera żółtą kartą za niezbyt dżentelmeński zwrot i podyktował rzut wolny pośredni z dziesiątego metra. Rozumiecie? W 94. minucie spotkania... Jak skwitowałby to jeden z trenerów drużyny z ekstraklasy - to je circus. Na całe szczęście piłka nie znalazła drogi do siatki. Po ciężkim boju wywieźliśmy z Kiełpina jeden, ale jakże cenny punkt. Brawo panowie!
...